środa, 24 października 2012

Dzielna ja.

A ziemniaczki pyrkają na gazie,Jeremy śpi to i w sumie wielkim skrótem napiszę co się działo przez ten czas u nas.

Po porodzie,kiedy wyszłam do domu rozchorował się tatuś.I to tak konkretnie,że ścięło go z nóg na 10 dni.
Spał,spał,spał.
W dzień kiedy wyszłam ze szpitala (26grudnia) już wstawiałam pranie,gotowałam obiad,sprzątałam,zajmowałam się trójką dzieci w dzień jak i w nocy co 2h wstawałam do noworodka.
Gdzie kobiety pokładają swoje siły? Te 10 dni były najgorszymi dniami w moi życiu.Obolała,zszyta,z cyckami napełnionymi mlekiem dałam z siebie wszystko.Działałam jak robot.
Do tej pory pamiętam jaka byłam wściekła,zmęczona i zrezygnowana....a jednak ciągnęłam ten wózek.
M. pomagał mi niewiele,choć starał się to po prostu nie miał sił.
Nie zmienia to jednak tego,że wtedy pałałam do niego morderczymi uczuciami,za to,że zachorował,za to,że to ja muszę latać koło niego i dzieci zamiast na odwrót.
Wiedział,że jestem wściekła,nie ukrywałam tego,ale byłam wściekła w sumie nie na niego,a na sytuację,na chorobę i być może użalałam się trochę nad sobą.W końcu to miał być mój czas na odpoczynek,w końcu to ja odwaliłam najcięższą robotę jaką jest poród.
Nie wiem jak przetrwałam te dni,ale jak już wyzdrowiał,jak się walnęłam spać....!


Dzidziuś (bo tak go nazywali chłopcy przez długi czas) rozwijał się dobrze i ładnie.
W 3 miesiącu życia załapał katar i kaszel,który rozgoniliśmy inhalatorem z solą fizjologiczną.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz