Był to kocur wychowany od maleńkości,słodki i śmierdzący.
Tak,tak śmierdzący.Kotek nasz nie był wykastrowany bo ani ja ani nikt inny nie słyszał o tego typu zabiegach.No i koteczek podsikiwał wszystko co się dało a przy tym unosił się odór,którego znieśc nie mogła moja mama.I tak oto Maciuś wylądował na kopalni a dosłowniej na mleczarni gdzie żył sobie do starości.
No i tak wspominałam co chwilę mężowi,że chciałabym ,że marzę i tak oto 4 grudnia Mikołaj przyniósł mi prezent....no może za dużo fantazjuję bo po prezent pojechałam i sobie wybrałam :P
początkowo kotka miała byc ruda bo takie umaszczenie podoba mi się najbardziej,ale jak tylko zobaczyłam to cudo ,już było moje. Kotka jako,że miała byc ruda miała nosic imię Ginger...jednak z rudością ma niewiele wspólnego tak więc została przy swoim imieniu,które nadała jej poprzednia właścicielka.Tak więc poznajcie Dorę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz